piątek, 22 listopada 2013

Lim

Eh jak źle może być? No cóż. Bardzo. Na studiach idzie mi gorzej niż lipnie, brak zrozumiałych tłumaczeń i oceny z kolokwiów jednego z przedmiotów z rzeczy banalnych przerażają. Nie wiem co robię na tych studiach, te pierdoły to nie coś czego chciałem się uczyć. Wrocilem do Ady i było kilka pięknych chwil. Zwłaszcza jej urodziny, jej radość, ale napisala mi że za tydzień wpada do Niej na weekend jej kolega. Chciałem, ba chcieliśmy żeby udawało się nam spędzać jak najwięcej czasu w weekendy jak będę w Cieszynie. Co z tego wyszło? To że możemy się za tydzień nie zobaczyć przez tego chłopaka. Podobno mieszka daleko, i będą się rzadko widywać. Myslalem że zawsze będzie chciała że mną spędzić chodź jeden dzień w tygodniu, widać myliłem się. Po tym doszło do rozmowy, w której wyszlo że jest nim bardziej zainteresowana niż mną. Dlatego się zastanawiam czy liczby mają uczucia, czy mogą być radosne, bądź szczęśliwe? Skąd takie dziwne pytanie? Matematyka jest potężna i wszędobylska, po niedługim namyśle doszedłem do wniosku że nasza znajomość jest jak jeden z elementów matematyki - tytułowe granice. Załóżmy że jestem funkcja, ciągiem, którego celem jest osiągnięcie Miłości od strony Ady. Gdyby tak jakiś matematyk spoza tego świata spojrzał na mój ciąg, stwierdziły właśnie że darzy do pewnej wartości, określoną stała "Miłość Ady", jednak, ku mojemu smutku, zauważa on że ciąg ten nigdy tej wartości nie osiągnie, tym samym sprawiając że coś takiego jak Miłość Ady, dla takiego Ciągu jak ja - Marka N, będzie jego granicą. I tu moje pytanie. Czy życie ma sens gdy istnieje w Nim jakąś granica? Ludzie nieustannie jakieś pokonują, jednak granicę wyznaczone same sobie, bądź naturze, a nie te, która stanowi inny człowiek, zwlaszcza jego uczucia. Dochodząc do odkrycia lim Ada(Marek) stwierdzam ze nie mam po co żyć, skoro ten cel jest poza moim zasięgiem. Chciałem sis oddać kiedyś nauce, ale chyba jestem już za stary żeby uczyć się tak szybko i skutecznie jak kiedyś, a wyklady są długie i wymagają ciągłego skupienia, co nie kończy się dobrze, bo dużo zapominam. Również pomimo cichego akademika, nie mam kiedy się uczyć, bo gdu zrobi się jedzienie, pomyje,popierze,mózg już odmawia posłuszeństwa. Może temu że za długo byłem przy Adzie. Po co żyć, gdy nie ma Cię kto kochać, a wiedzą która chcialo się zdobyć zdaje się być poza zasięgiem? Życie to kpina z pragnień i marzeń. Walks ze sb i całym światem

piątek, 18 października 2013

New entry point

Nie było mnie tu całe wieki. Jednak jest ku temu powód - zostałem studentem. Wiąże się to z tyloma przyjemnymi co nieprzyjemnymi sprawami. Moje życie się teraz nieco zmieniło. Czemu tylko nieco? Nadal nie straciłem głowy dla jakichś dziewczyn, grup, rozrywek spotykanych na studiach w postaci dyskotek,alkoholi i różnych dziwnych rzeczy. Mieszkam w moim skromnym segmencie z niewidomym Pawłem, a w pokoju z niejakim Mariuszem. Obie persony są bardzo interesujące. Od zawsze śmieszyło mnie nazywanie ludzi niewidomych,nieslyszacych itd niepełnosprawnymi. Czemu? Ponieważ są one w pełni sprawne w środowisku w którym żyją. Powiem więcej - wiele możemy się od nich uczyć. "mój" Paweł zaskoczył mnie już przy pierwszym spotkaniu - gdy wszedł do pokoju bez problemu ocenił jego wymiary. Od razu wiedział gdzie są szafy,gdzie łóżko, gdzie okno. Zapytany jak to zrobił odpowiedział że "słyszy ściany", a dźwięk ma różna "twardość", przez co oszacował nawet materiał, z którego są ściany, bez dotykania czy pukania w nie, co pozwoliło mu wykryć łóżko. Jeżeli ktoś tu jest niepełnosprawny, to na pewno nie On. Posiada do siebie dystans,którego by mu wiele zazdrościło. Kiedy "wszedl" na chłopaka na zajęciach, to zapytany "Co tak gwałtownie?" Odpowiedział - "Ślepa furia". Nie było mnie przy tym bo nie studiujemy razem, ale znam go na tyle by wiedzieć że to prawda. Gdy akurat nie siedze u siebie, co zdarza mi się bardzo często, bo u siebie tylko praktycznie gotuje( Co zwykle kończy się miłymi pogawędkami z dziewczynami, najczęściej trafiam na dwie sympatyczne blondynki - Ilonę i Karolinę),śpię i myje, to spędzam czas z chłopakami z grupy, którzy mieszkają w akademiku na przeciwko. Spotkania nasze w których zwykle bierze poza mną udział inny Marek,Sebastian i Szymon kręcą się w okół rozmów o zdarzeniach z naszego życia, dywagacjach filozoficznych, rozwiązywaniu zadań z fizyki czy analizy, przyswajaniu wiedzy z wykładów, nauki w innej postaci,  zdarza się nam też obejrzeć film czy wypić puszkę pustych kalorii. Nie mam nawet czasu żeby czytać Wiedźmima po nocy,bo zwykle wtedy już jestem tak padniety że zasypiam bez jakiegokolwiek oporu. Te 3 tygodnie zleciały jak z bicza strzelił. A gdy już zleci tydzień jadę do domu na weekend, w który również nie próżnuje i spotykam się ze znajomymi, których muszę z żalem powiedzieć - zaniedbywałem w czasie technikum, co jest mi bardzo w niesmak teraz. Ale przynajmniej wiem komu na mnie zależy, bo te osoby wciąż starają się być przy mnie, nawet gdy nie mam czasu dla nich i pytają czy będę mieć czas w weekend. Większość zwykle nie dostaje drugiej szansy na powrót do tego co dobre, a mi się jakoś upiekło. Prawda Kocie ;*? Cieszę sie ze mam Ciebie z powrotem i Dawida i innych, a tych innych przybywa z tygodnia na tydzień. Z racji zmiany trybu życia, zmieniam również charakter bloga, który do tej pory niechcący dotyczył moich stosunków z pewną dziewczyną, która przestała się do mnie odzywać od czasu naszego jedynego spotkania, które miało  miejsce po moim powrocie z Holandii. Odrzuciła ofertę krótkich rozmów na Skypie, które mogłem jej zaoferować, bo obecnie pisanie z kims jest dla mnie strata czasu, chyba że chodzi o coś ważnego. Mówiłem jej że ma dac znać gdyby mnie potrzebowała, albo gdyby chciała popisać od tak, ale jak świadczą ubiegłe 3 tygodnie, chyba się przeliczyłem co do jej zainteresowania nasza dalszą znajomością, bo nie napisała ani słowa. W  związku z tym olewam ta znajomość po której w sercu nie zostało nic poza chłodem i tysiącem zdjęć wcisnietym w archiwum gdzieś w chmurę,oraz mam nadzieję zmieni się natura bloga, która zacznę tylko kilkoma notkami o życiu studenta,które bede czasem dedykował Siostrzycce. To co napisze jest dziwne : w Holandi nauczyłem się żyć sam, i o ile ktoś do mnie czegoś nie czuje, ja też pozostaje pasywny, mimo to doceniam kilkanascie osób które przy mnie są,a jest dobrze bo to nie są jakieś sterowane uczuciami pseudo-znajomości, tylko zrodzone z życzliwości i przyjemności obcowania z kimś. Jedyny wyjątek stanowi moja siostra, która zawsze będzie dla mnie ważniejsza od mojej przyszłej rodziny. Każdego można zastąpić, ale po co? Skoro łatwo się cieszyć tym co mamy, nie spoglądając na to co straciliśmy. To co było - trwało, lecz wszystko ma swoje miejsce i czas, więc należy się cieszyć że można było to przeżyć. No to.nowy rozdział na blogu uważam za rozpoczęty :)

niedziela, 8 września 2013

Empty

Jak to jest że ludzie czują pociąg do życia? Ja nie widzę w życiu nic ciekawego, chyba że spędza się go kochając. Kiedyś kochałem i ta Miłość zdefiniowała mnie na nowo, wypełniła mnie całego i... odeszła. Zostawiła po sobie pusty balon, którego nie da się napełnić niczym więcej niż Miłością. Tylko to czyni mnie szczęśliwym. Teraz jestem sam, znów bez Ciebie, i nie zapowiada się by moje marzenie (jedyne, które miałem) miałoby się spełnić. Życie jakoś mija, a ja wraz z Nim, ledwie świadom mijanych dni. Próbowałem wrócić do programowania, nic  z tego nie wyszło, po jakimś czasie się "wysypałem", jak źle napisany program. Wciąż wracam do Ciebie myślami i w niczym nie znajduję lekarstwa, ani na serce, ani na umysł, ani na dziwny rodzaj cichego szaleństwa, które mnie ogarnia. Szaleństwo to nazywa się obojętnością. Czasem chcę byś wróciła, chociaż spróbować, bo nie wygra ten kto nie walczy, a czasem okłamuję się że mam Cię gdzieś i próbuję żyć jakby nigdy Cię nie było. Jednak co to za życie w kłamstwie? Nic nie zmieni tego że nieustępliwie jesteś dla mnie najważniejsza. Piszę notkę, a się nie odezwałem? Nie wiem czemu. Chyba się bałem. Bałem się tego że znów będzie źle, że znów wszystko wróci, wszystkie wspomnienia. Przywykłem już do smutku, który po Tobie został. Nie wiem czy chcę znów spróbować (i się pewnie znów przejechać na samym sobie) czy spróbować żyć inaczej. Czasem gdy o Tobie myślę zalewają mnie dziesiątki pytań, po których siadam ze smutkiem, z bezradnośćią, bo nie umiałem odpowiedzieć na żadne, zadane sobie pytanie. poza dwoma. Tymi czy Cię nadal kocham, i czy nadal chcę spędzić z Tobą życie. Ile razy powatarzaliśmy sobie że nie ma takich 2 jak my? To coś znaczy, tylko w którą stronę? Być (razem) czy nie być? się Sheakspeare postarał, żebyśmy i my zadali sb to pytanie.

Hasło do zipa, to tak jak Cię nazywałem Cię czasami i w ost smsie, oraz to jak siebie przedstawiałaś na naszych rysunkach, z duzej litery i bez polskiego znaku :>

czwartek, 28 lutego 2013

#Schizofrenia?

Jestem przerażony. W sumie to mało powiedziane. Prawie wpadłbym pod autobus.
Odprowadziłem kumpla na autobus i wracałem do domu, zaledwie 100m, jednak musialem przejść przez główną drogę w mieście jadąca na Katowice w godzinach szczytu. Szedłem do pasów wpatrzony w Słońce, coś kazało mi żebym skręcił. Okazało się że nie doszedłem do pasów byłem z dobre 7m od nich. Pomyślałem że skoro już tu jestem to przejdę. Z jednej strony auto z drugiej autobus, jednak nie byle jaki tylko turystyczny, ważący ok 15 ton. To coś co kazało mi się obrócić teraz sprawiło że przeszedłem przez drogę. Usłyszałem za sb tylko klakson i szum kół o drogę. Stanąłem jak wryty. Ten autobus powinien był mnie zabić. Jak go zobaczyłem był max 80m ode mnie i jechał ok 60 km/h, a przejście przez drogę zajmuje mi z 4 sekundy. Po prostym rachunku wychodzi że to 0.8s różnicy sprawiło że wciąż żyje.
Nie wiem co się stało. Boję się że to atak jakiejś choroby. Może wlasnie schizofrenii, której mam obawy. Jak tak to niech następna utrata świadomości o tym co robię nastąpi jak najszybciej, to od razu idę do lekarza.

środa, 27 lutego 2013

#Powrót do przeszłości

W poście widzicie # na początku, tak będę oznaczał teraz notki prywatne nie związane z celami bloga.

Dziwny poranek. Obudzilem się i poczułem że nie czuję już więzi z jedyną osobą na której mi do wczoraj zależało. Z jednej strony mi nie swojo, z drugiej jestem szczęśliwy. Jak to jest być przy kimś 2 lata, obudzic się i stwierdzić że już Nam nie zależy? Straszne uczucie. ;| No ale stało się coś nieuniknionego, co stało by się prędzej czy później. Czemu się cieszę? Wróciłem do starej formy. Serce zamilkło (Amen) i mam nadzieję że się nigdy nie odezwie więcej. Dzięki temu mózg ma czas zacząć się rzeczami bardziej istotnymi niż moje miejsce w społeczeństwie. Nie czuje ochoty nawet wchodzenia na gg, a na fb wejdę 2-3 razy dziennie, żeby zobaczyć powiadomienia albo udostępnić coś ciekawego. Ta totalną izolacja ma swoje plusy : więcej czasu dla sb, uczę się i nie musze się stresować przyjaciółką jakby miala coś głupiego napisać. Teraz mój czas wygląda inaczej. Od razu po przyjściu że sql czytam żeby się rozluźnić, a potem Mata/fizyka. Potem egzamin zawodowy, po którym robię pauze i coś oglądam a gdy skończę to gram sb (max godzinkę) a potem do łóżka i czytam dopóki niezasne. Takie sobie zmiany w życiu a teraz czas  do łóżka ;)

wtorek, 26 lutego 2013

Notka prywatna

Ostatnio nie specjalnie się czuję. Nie mam na nic ochoty, a co jest najgorsze, to nie mam ochoty nawet na kontakt z moją najlepszą przyjaciółką. Po prostu wciąż czuję że "oddałem" Ją chłopakowi i nie czuje się już za Nią odpowiedzialny. Mało tego mózg świruje. Ambicje cisną się do głowy. Wczoraj przeglądając stronkę z kierunkami studiów zainteresowała mnie bioinżynieria. Zawsze kochałem ciało człowieka i chciałem czynić je doskonalszym, coś ala Deus Ex. Może dam radę, ale może zwykła infa będzie łatwiejsza? Jestem w kropce. Wierzę że na wszystkie pytania znajdziemy odpowiedź w swoim czasie, nie musimy im pomagać. Btw od kilku dni piszę z taką jedną dziewczyną. Trochę mi Jej przykro, bo mówiła że niby nie chce mnie podrywać, ale sposób w jaki pisze jest jednoznaczny. Napisałem Jej żeby na nic nie liczyła, bo mam inne sprawy na głowie niż Miłość. Wystarczy że już zraniłem jedną dziewczynę, drugiej nie chcę. Ciągle ost prześladuje mnie myśl że już jestem sam, a Ada się ode mnie oddaliła. Owszem że tak bo ma chłopaka, ale chyba oddaliła się poza granicę, które moje serce nazywa przyjaźnią. Strasznie mi to w niesmak. Jednak 2cytaty dały mi dziś do myślenia "Jeżeli Miłość zaczyna się i kończy, to nie znaczy że nie była prawdziwa" - Angelina z "Bones" i drugi z Toucha z 2 odc 2 sezonu, ale wyleciał mi. Miałem dziś gadać z chłopakiem Ady, ale byłem zajęty nauką, a teraz idę spać bo padam ze zmęczenia.

sobota, 23 lutego 2013

Man in Shadow

Mijasz ich na codzień, przechodzisz koło nich na ulicy, w szkole czy pracy. Znasz może nawet dwóch czy trzech,  rozmawiają z Tobą normalnie i są dosyć mądrzy, ale jak porozmawiasz z Nimi dłużej to wychodzą że są nieco dziwni,inni,obcy. Jak zaczniesz się przyglądać któremuś z Nas to stwierdzisz że widujesz Nas tylko tam gdzie się poznaliście. Nie spotykasz ich w barach czy na imprezach, lub innych miejscach publicznych. Ciekawiej zacznie się robić gdy popytasz ludzi. Dużo osób Nas zna, ale tak na prawdę nikt nie powie Ci czegoś więcej. Może nawet bardzo trudno będzie Ci dotrzeć do osób, które znają nas nieco lepiej, ale może ich wcale nie być. Za to gdy już zobaczysz z Nami kogoś w miejscu publicznym zawsze się okaże że jest to przeważnie ta sama osoba, maks trzy. Kiedy zapytasz tą osobę o któregoś znasz dostaniesz tylko odpowiedź kolega, albo przyjaciel i przywita Cie uśmiech. Tu Twój trop się urwie. Jednak ja Ci powiem jak to jest, bo sam jestem jednym z Nich. Mam chociaż nadzieję że takich jak ja jest więcej rozsianych po całym Świecie by wypełniać swoje powołanie.
Jesteśmy introwertykami, ludziami którzy nie przepadają za towarzystwem innych, lecz gdy już pojawia się w śród innych radzą sb nieźle, żeby zaraz zapaść się pod ziemię. Jesteśmy inni i też tacy się czujemy, nie narażamy się zbytnio na towarzystwo innych, żeby nie ujawniać swoich poglądów które nieraz można uznać za kontrowersyjne i chore. Nie jesteśmy ludźmi którzy lubią się bawić, przynajmniej nie zawsze. Bardzo mało rzeczy Nas cieszy, zwykle tylko te które mają związek z tym o czym zaraz napiszę. Wydajemy się przed ludźmi radości i szczęśliwi a jest to tylko maska, ale kto ich nie nosi a zwlaszcza tej? Staramy sie zawsze żyć po swojemu,nie wybijać się, żyć na drugim planie,a im mniej ludzi o Nas wie tym lepiej. Czemu? Otóż tu przechodzę do sensu notki. Jesteśmy ludźmi z cienia, po to by opiekować się tymi, którzy stali w świetle życia i z niego wypadli. Naszym celem jest troska o innych i jakby to powiedziała moja przyjaciółka "martwieniem się o wszystko co się da" , po to by uporać się z problemami tych osób i odesłać je tam gdzie powinny być - do światła życia. Teraz myślisz jak to ktoś kto całe życie go tak na prawdę unika ma sprawić żeby ktoś do niego wrócił? Odpowiedź jest prosta. Będąc i zawsze obserwując ludzi z boku dostrzegamy rzeczy, których nie widzą inni. Często to nauka o tych ukrytych rzeczach pomaga ludziom. Ponad to staramy się świecić, mocno świecić dla tej osoby, tak żeby przy Nas odzyskała chęć życia. Często to uczucia są naszym narzędziem pracy. Nie wierzę w przypadki. Zwykle w swoim życiu trafiłem na takie osoby które by potrzebowały pomocy i wsparcia. Jeżeli wierzysz w Boga to nieraz mam wrażenie że jakby On je podstawia do naszego "mrocznego życia" Czy to przez przypadek jeżeli wierzysz w nie. Poznanie kogoś to dopiero początek. Potem znowu ten z góry zsyła uczucie. Tym mocniejsze im bardziej jest potrzebne by tej osobie pomóc. W 6 latach tych obowiązków trafiła mi się zwykła symatia, zauroczenie, miłość braterska a teraz mam doczynienia z Miłością. Dopiero ostatnio wpadłem na to że te uczucia tak na prawdę nie pochodzą ode mnie, ale są zwykłym narzędziem, tak jak pędzel czy dłuto. Teraz Ci się wydaje WTF? Jak to możliwe, przecież uczucia są nasza integralną częścią. Owszem są, ale nie dla Nas. Odróżnienie tego czy to uczucie jest nasze czy nie jest bardzo trudne. Tym trudniejsze że bardzo powazne w konsekwencjach proporcjonalnych do uczucia. Ja źle odróżniłem Miłość, przez co przez baaaardzo długi czas miałem po prostu przesrane. Czemu? Nasze uczucia są zwykle odwzajemniane pod warunkiem że ta osoba będzie w stanie wrócić do światła, bo co jak się np we mnie zakocha? Nie będzie za ciekawie, bo swojej natury nie zmienię i na dłuższą metę ten związek byłby skazany na klęskę. No a co gdy to będzie Miłość moja? No cóż nie wiem. Nie wiem czy może być u Nas coś takiego jak "przejście na emeryturę" , że robimy swoje przez ileś lat, a potem trafiamy na kogoś z kim już jesteśmy do końca. Jednak wydaje mi się to całkiem możliwe, bo nie wiem czy nasza psychika jest w stanie wytrzymać takie skakanie z kwiatka na kwiatek długo, bo jakby nie było jesteśmy ludźmi i też chcemy miłości, czucia się kochanym itd, a nawet gdy wiemy że te uczucia są "sztuczne" nie jest nam łatwo tak po prostu oddaś kogoś światłu, bo mimo wszystko przez ludzką nature to boli ale o tym później. Gdy przyjdzie nam żyć na własną rękę, a nie jak teraz w domu rodziców gdzie o nic nie musze się troszczyć może się okazać że po prostu sam nie dam rady i bd musiał kogoś znaleźć, żeby się dzielić obowiązkami. Biorę również pod uwagę że jesteśmy bardzo adaptywni, bo przy różnych ludziach mamy "być", mamy "zadania" , więc może dostosujemy się do tego by żyć na własną rękę i spełniać swoje obowiązki, ale na to pytanie poznam odpowiedź za rok może dwa. Nie wspomniałem o rzeczy chyba najwazniejszej, czyli o naszym sercu. Jest ono wręcz stworzone do poświęceń, do swojej własnej drogi krzyżowej, która i tak każdy przechodzi w swoim życiu. Serce to nie bije dla sb, by cieszyc się życiem, by bić mocniej podczas adrenaliny. W tym sercu jest miejsce tylko na jedną osobę. Wlaśnie dla tej która się opiekujemy, dla której dostajemy "fałszywe" uczucia po to by podporządkować nasze życie tej osobie. Stopień podporządkowania również zależy od uczucia, bo może to być godzinka dziennie kontaktu, a może być prawie od rana do nocy. Teraz myślisz co za różnica z ludźmi. Świadomość. Świadomość tego że to całe poświęcenie i oddanie się skończy, że nie jest na całe życie, że możesz nigdy nie usłyszeć za to dziekuję a ta osoba może nawet nie być świadoma Twojego poświęcenia. Bycie przy kimś 24/7 wtedy wcale nie jest takie przyjemne ani miłe. Męczy, jest bardzo męczące, ale dajemy rady bo musimy. Bo tak ma być.
Teraz najcięższa część. Ranienie. Często musimy ranić osobę, przy której jesteśmy. To jest bardzo cwana część, bo serce jakby nie było jest ludzkie po części. Oznacza to że boli nas ranienie tych bliskich osób, jednak świadomość że tak wlasnie ma być trochę nam pomaga. Nie podoba mi się to że czasem trzeba zbudować zaufanie pomiędzy, stać się azylem dla tej osoby, po to żeby potem po prostu i bezczelnie nakopać Jej do dupy, by np pokazać że życie tej osoby nie jest takie źle i że tak na prawdę jest zajebiste. Bywa że skarzemy się takim czym na nienawiść, ale co zrobić jak tak trzeba było zrobić, a świadomość że buduje się tą więź tylko po to by bardziej kogoś bolało potem... I takie coś przychodzi nam znosić.
Teraz napisze o radości naszej, tym co Nas naprawdę cieszy. Nie ma tych chwil wiele, jest ich wręcz bardzo mało, lecz swoją mocą której nam dodają, sprawiają że wciąż jesteśmy opiekunami. Tej radości są 3 kategorie. Mała - trudno to właściwe nazwać radością, ale to taki przyjemny spokój wynikający z faktu bliskości osoby która się opiekujemy, nazwałbym go "jestem tu gdzie mam być" bo powoduje że nie zostawiamy tej osoby, bardzo ważna rolę pełni bo wpływa na stabilność relacji i powoduje że lepiej się myśli o problemach drugiej osoby i wymyślamy więcej.
Druga- uśmiech drugiej osoby, bo zrobiła krok w dobra stronę, albo o jeden kłopot mniej. Im występuje częściej tym wiemy że coraz bliżej końca "zadania"
Trzecia - Najpiekniejsa, najrzadsza i bijąca na głowę wszystko co znam. Jednak nigdy nie myslalem że czyjeś łzy będą sprawiały mi tyle radości. Do tej pory miałem 2 takie momenty, więc trudno opisać mi nature tego. W każdym razie miały tylko miejsce w chwilach ogromnej więzi, kiedy kochałem, a bez tej miłości bym nie osiągnął tego celu. Chwile te doprowadzaly mnie na skraj płaczu i w ich trakcie było "mission complete" wręcz w głowie. Tak osobiście to jednak po jednej osobie spodziewałem się że po tym trochę zmieni do mnie podejscie, ale widać że spodziewałem się po Niej zbyt wiele.
Przed ostatnia rzeczą która opiszę to zagrożenie wynikające z braku rozeznania pochodzenia uczucia. Z tego może zrobić się niezły bigos. Z racji ze z zasady jesteśmy samotnikami, gdy się źle do kogoś przywiąrzemy,  skutki odejścia tej osoby są oplakane. Bo ta osoba nie dość że jest jedyna to jeszcze nie ma nas kto potem pocieszać. Mi się trafiła taka Miłość, i niestety za późno się zorientowałem że jest tylko narzędziem. Doprowadziło to do wypelnienienia więzi bólem, nieszczęściem, złością, zazdrością i w pewnym momencie do dwóch prób samobójczych mojej podopiecznej, jak nie wiedziałem co mam zrobić z tą znajomością i gdy mnie to uczucie przerosło. Jednak gdy wszystko się uspokoiło i zdecydowałem sie być przy Niej i tak ta Miłość mnie katowała, nie odpuszczała tego że wziąłem ją za prawdziwą, tak mi jak i "ukochanej". Jeżeli czytasz to i jesteś jednym z Nas, przyjmij to jako przestrogę.
Skoro już jesteśmy przy cierpieniu to napiszę jak to jest na codzień.
Często zdarzają się napady samotności, wyalienowania, czasem nawet mam dość tego jaka rola mi przypadła, zżera mnie przeważnie wtedy ogromna zazdrość i chce być wtedy sam, zdaża też się że gdy jestem sam i zobaczę parę razem czy jak ludzie dobrze się bawią to "Ty masz co robić, zajmij się sobą" wpędza mnie to w dołka. Najgorzej jest jakiś czas po tym jak się z kimś rozstane i oddam go życiu, bo przez kilka dni uśmiech nie zchodzi mi z twarzy za dobrze zrobiona robotę, a potem trace sens życia, nie chce mi się żyć. Zdarzały się nawet myśli samobójcze. Robię wtedy wszystko byle jak,bo po co się starać jak nie ma dla kogo? Na szczęście im dłużej w tym siedzę, już 4,7 roku, to tym jest łatwiej. Rozstania nie przychodzą mi tak trudno, a okres kiedy jestem sam staram się wykorzystać z jak największym pożytkiem dla siebie. Przestałem go traktować jak wtedy za pierwszym razem za koniec świata, tylko jako oczekiwanie na kolejną osobę, tak jak małe dziecko czeka powrotu ojca z pracy, która będzie mnie potrzebowała.
Jednak najgorsze pożegnanie dopiero nadejdzie w tym roku a dokładnie w czerwcu. Ada którą opiekowałem się 2 lata i dosłownie wyryła mi swoje imię na sercu,a także nauczyła mnie kochać, gdzieś wyprowadza. Sama nie wie gdzie jeszcze. Chcielibyśmy ocalić znajomość ze wzgląd na przeszłość, na obietnicę sobie daną jak i na to że po prostu dobrze nam się przyjaźni i znamy się na wylot. Jednak tam gdzie trafimy oboje zaczniemy nowe życie i liczę że będzie szczesliwa przy boku swojego chłopaka i że nie będę Jej więcej potrzebny i jeżeli napisze to nie po to bym Jej pomógł, lecz by podzieliła się swoim szczęściem, ale Ona wie na co mnie dla Niej stać, przez co nigdy Jej nie odmówię pomocy i że zawsze będzie mogła liczyć na swoją "Chmurkę".